IV Gala Opolskiego Plebiscytu Żeglarskiego Dar Opola

Opolskie Stowarzyszenie Pieśni spod Żagli serdecznie zaprasza na Galę IV Opolskiego Plebiscytu Żeglarskiego Dar Opola, która odbędzie się 29 marca 2025 roku w Restauracji Opolanka, w Opolu na ul. Żerkowickiej 2K ( za Skansenem po lewej stronie) o godzinie 17:00.

PROGRAM
Godz. 17:00 Uroczyste otwarcie Gali IV Opolskiego Plebiscytu Żeglarskiego Dar Opola
  • Wręczenie nagród „Nagiel Daru Opola”
  • w siedmiu kategoriach przyznanych przez Kapitułę Opolskich Kapitanów;
  • przyznanych przez opolskich żeglarzy w Bitwie Morskiej;
  • w kategorii: „ Za kawał dobrej żeglarskiej roboty”;
  • w kategorii: „Zespół brzegowy”. w siedmiu kategoriach:


Równolegle z plebiscytem odbywać się będzie IV Festiwal Pieśni spod Żagli, w którym wystąpią wykonawcy konkursowi.

Godz. 19:00 Przerwa
  • Kubrykowe opowieści w tawernie;
  • Ekspozycja wystawy fotograficznej OPOLE AROUND ICELAND 2024.

Godz. 20:00 W Koncercie Szant i Pieśni spod Żagli wystąpią:
  • Banana Boat z premierą najnowszej płyty;
  • The Nierobbers – po raz pierwszy w Opolu;.
  • Aqua Marina - laureat III Festiwalu Pieśni spod Żagli z premierowym albumem koncertowym, zarejestrowany w Radiu Opole 16 marca 2024 roku.
  • Sąsiedzi, ponownie w Opolu po 10 latach.

Wstęp wolny na IV Opolski Plebiscyt Żeglarski Dar Opola i IV Festiwal Pieśni spod Żagli.

Wstęp na Koncert Szant i Pieśni spod Żagli, tylko za okazaniem biletu w cenie 60,00 zł Przy zakupie dwóch biletów - premierowy album koncertowy zespołu Aqua Marina - laureata III Festiwalu Pieśni spod Żagli, zarejestrowany w Radiu Opole 16 marca 2024 roku - GRATIS
Bilety dostępne od 27.02.2025
  1. Cultura y Vino Opole, ul Ozimska 46;
  2. Kiosk za przystankiem, Opole ul. Niemodlińska 59;
  3. B-Krang w Opolu, ul. Budowlanych 2;
  4. Restauracja Rybna, Turawa, Promenada 1;
  5. www.kupbilecik.pl - 70,00 zł.
  6. plebiscyt@daropola.pl - dla klubów żeglarskich

IV Gala i koncert odbywać się będzie w sali z miejscami siedzącymi w układzie tawernianym. Rezerwacje stolików dla grup: plebiscyt@daropola.pl
Podczas całej gali działać będzie Tawerna serwująca:
  • piwo lane z haka kpt. Hooka,
  • beczki rumu prosto z Karaibów,
  • przekąski pirackie
  • strawy sporządzone na ogniu Neptuna,
  • mnóstwo jadła i napitku.

A wszystko to za małą garść dukatów.

Bądźcie z nami.
Bitwa Morska
Wydarzenie Żeglarskie roku

(3189 pkt) Akcja "Barka Tonie"

Żeglarz sportowy roku

(3048 pkt) Małgorzata Królicka-Twardowska

Żeglarskie zdjęcie roku

(1578 pkt) II Rzeczpospolita Babska znów na morzu

Rejs Roku

(1508 pkt) Opole Around Iceland 2024

Rejs Roku

(1320 pkt) Nauta na Bałtyku 2024

Żeglarskie zdjęcie roku

(1292 pkt) Bandera w dole

Żeglarz Roku

(1210 pkt) kpt. Bogdan Angerman

Żeglarz Roku

(1111 pkt) kpt. Andrzej Kopytko

Żeglarskie zdjęcie roku

(1102 pkt) Pierwszy raz sam pod żaglami - Fabian Hnyluch

Żeglarskie zdjęcie roku

(897 pkt) Kapitanek

Żeglarski Film Roku

(770 pkt) Nordkapp

Żeglarski Film Roku

(649 pkt) Relacja z harcerskiego obozu 41 HDŻ w Turawie

Żeglarska Opowieść Roku

(634 pkt) OPOLE AROUND ICELAND 2024

Żeglarski Film Roku

(583 pkt) Po raz pierwszy na morzu

Żeglarska Opowieść Roku

(466 pkt) Klątwa Caipirinhi

Wydarzenie Żeglarskie roku

(383 pkt) 30-lecie Harcerskiego Klubu Żeglarskiego w Turawie

Żeglarskie zdjęcie roku

(376 pkt) Turawska Bitwa

Rejs Roku

(370 pkt) Rejs Klubu HKŻ Turawa

Żeglarz sportowy roku

(356 pkt) Wojciech Mandela Mariusz Łapot

Wydarzenie Żeglarskie roku

(294 pkt) Udział reprezentacji Opolszczyzny w finale The Tall Shipc Races w Szczecinie

Żeglarskie zdjęcie roku

(280 pkt) Pies bosmana

Żeglarski Film Roku

(272 pkt) Żeglowanie po Seszelach

Rejs Roku

(253 pkt) NAUTA na Cykladach

Wydarzenie Żeglarskie roku

(247 pkt) OPOLSKA LIGA ŻEGLARSKA

Wydarzenie Żeglarskie roku

(234 pkt) Szkolenie z 'Ratownictwa'Jactowego'

Żeglarskie zdjęcie roku

(232 pkt) Opole Around Iceland 2024

Żeglarz sportowy roku

(220 pkt) Piotr Liszek

Rejs Roku

(185 pkt) ROBINSONADA - na Bahamas i Nazot

Żeglarski Film Roku

(164 pkt) Męskie rozmowy

Wydarzenie Żeglarskie roku

(158 pkt) I Turawska Gra Żeglarska

Rejs Roku

(157 pkt) Zwyczajny Rejs Po Mazurach (ale czy na pewno?)

Żeglarskie zdjęcie roku

(146 pkt) Starzy kapitanowie

Żeglarskie zdjęcie roku

(121 pkt) Fantazja o tatuażach

Żeglarskie zdjęcie roku

(108 pkt) Turawskie Morze Sargassowe

Żeglarskie zdjęcie roku

(108 pkt) Młodzież na żaglach

Żeglarska Opowieść Roku

(96 pkt) Dżester na Dżonce

Żeglarskie zdjęcie roku

(96 pkt) Kierunek Vasa

Żeglarskie zdjęcie roku

(93 pkt) Titanic turawski

Żeglarz Roku

(82 pkt) Mariusz Konieczny

Żeglarski Film Roku

(78 pkt) F18 na Turawie - JEST MOC! -

Wydarzenie Żeglarskie roku

(46 pkt) Pierwszy kurs na sternika morskiego

Żeglarski Film Roku

(40 pkt) Life balance pod żaglami.

Wydarzenie Żeglarskie roku

(37 pkt) Biedronkowe Wianki 2024

Żeglarskie zdjęcie roku

(36 pkt) Śladami Jack'a Sparrow'a... Kapitana Jack'a Sparrow'a.

Żeglarski Film Roku

(35 pkt) Tysiące Mil bez dotykania Rumpla

Żeglarz sportowy roku

(35 pkt) Jakub Drobczyk Robert Adamczyk

Żeglarski Film Roku

(31 pkt) Śniadanie z Sikorką

Żeglarskie zdjęcie roku

(25 pkt) zachód słońca nad jeziorem Niegocin

Żeglarskie zdjęcie roku

(19 pkt) Kiedy w kambuzie został tylko Cook

Żeglarskie zdjęcie roku

(19 pkt) Kiedy musisz sprawdzić głębokość pod jachtem w obawie przed pływem

Żeglarskie zdjęcie roku

(19 pkt) Kiedy kupiłeś zbyt dużo rumu na rejs po Kubie

Żeglarski Film Roku

(18 pkt) Kompetencje miękkie na jachcie

Żeglarski Film Roku

(18 pkt) KRAJ-615 jak wygląda

Wydarzenie Żeglarskie roku

(18 pkt) Szkolenia w NEPTUN Opole

Żeglarz Roku
kpt. Andrzej Kopytko
W 1987 roku uzyskał stopień żeglarza jachtowego, a potem związał się z kędzierzyńskim klubem Tajfun. Kilka lat później przeniósł się do Opola. Przez kilka lat po cichu sobie pływał, biorąc udział w kilku rejsach. Od 2013 roku regularnie uczestniczy w regatach bałtyckich. Najpierw w „Polonez Cup”, które w 2015 roku wygrał w klasie ORC Duble, startując razem z Joanną Pajkowską. W tym samym roku wziął udział w „Bitwie o Gotland 2015”, w której zajął II miejsce w klasie open. W 2016 roku zajął I miejsce w grupie open 2 „SailBook Cup” i IV miejsce w grupie open w „Bitwie o Gotland 2016”. 29 maja 2017 roku wystartował w najtrudniejszych regatach samotników „Ostar 2017”, których trasa wiedzie z Plymouth przez północny Atlantyk do Newport w USA. Z powodu awarii takielunku przerwał rejs. Tegoroczne regaty ze względu na fatalne warunki pogodowe były najtrudniejsze od lat. Andrzej Kopytko jest jedynym żeglarzem w historii opolskiego żeglarstwa startującym w regatach samotników. Z okazji 800-lecia miasta, z którym jest mocno związany, zmienił nazwę swojego jachtu na s/y Opole i rozsławia nasze miasto w europejskich portach. W 2024 roku poprowadził rejs dookoła Islandii, który trwał trzy miesiące. s/y Opole pokonało ponad siedem tysięcy kilometrów. Załoga kapitana Andrzeja Kopytki odwiedziła Danię, Norwegię, Szetlandy, Wyspy Owcze i okrążyła Islandię, przekraczając granicę koła podbiegunowego.
Żeglarz Sportowy Roku
Żeglarskie Zdjęcie Roku
Żeglarski Film Roku
Żeglarska Opowieść Roku
OPOLE AROUND ICELAND 2024
RELACJA Z WYPRAWY OPOLE AROUND ICELAND 2024 Po półrocznych przygotowaniach jachtu, remoncie zaworów silnika, wymianie takielunku stałego, serwisie wielu, wielu innych elementów oraz doborze załóg, armator jachtu s/y Opole podjął decyzję, że zamykamy etap planowania, zamrażamy kalendarz i wszystkich uczestników informujemy, że mogą już planować loty. Choć rok 2024 stał jednak pod znakiem OSTAR’24 to ostatecznie chęć zwiedzanie pięknych miejsc, eksploracji nieznanych lądów wzięła górę. "Atlantyk dla samotnych" będzie musiał znów poczekać. Z błogosławieństwem Prezydenta Miasta Opola Pana Arkadiusza Wiśniewskiego, kuszeni „niedźwiedzim mięsem”, ruszamy ku nowej przygodzie. „Hej, ruszajmy w rejs” I tak, 7 czerwca Bosman Akademickiego Klubu Morskiego, Tomasz Jura, oddaje cumy załodze Opola w składzie Andrzej i Stanisław i ruszamy w kierunku Islandii. Po drodze Łeba, Bornholm i Kołobrzeg, gdzie Stanisław ustępuje miejsca Maciejowi i Pawłowi. Nowa załoga pełna nadziei na spotkanie z ssakami morskimi, licząc na pokonanie trudu podróży, kierowana igłą kompasu, rusza na północ. „Daj Spinnakera, daj spinakera...” Na spinakerze przy pięknej pogodzie, przecinają niemieckie farmy wiatrowe i z prędkością 10kn (ponad 2kn prądu) zmierzamy do Kopenhagi, gdzie załogę wita jak zawsze niezawodny nasz rodak Filip. Rano krótki spacer po pochmurnej i deszczowej stolicy Danii i udajemy się do Skagen. „Mozolny i twardy jest ...’ Niestety już po drodze okazuje się, że silnik postanawia nie wystartować aby podładować trochę akumulatory. Tyle przygotowań, a my już na pierwszym etapie mamy problemy. Ostatecznie na przełożonym akumulatorze uruchamiamy silnik i biorąc pod uwagę prognozy ruszamy do Norwegii, gdzie będziemy mieli, może, okazje coś podłubać przy silniku. W kolejnym porcie po krótkiej analizie dochodzimy do wniosku, że da się płynąć, w razie czego jest plan B na uruchomienie silnika. Skąd mogliśmy przypuszczać, że problem nie opuści załogi aż do końca rejsu, czyli powrotu do Akademickiego Klubu Morskiego. Pierwszym portem i to od razu z rybami w Norwegii jest Korshavn. Przeurocze miasteczko położone pomiędzy szkierami, od raza zachęca do postoju. Choć bez nadziei na serwis Volvo, rozglądamy się po okolicy i mierzymy się z wędką. Maciej, postanawia poznać się z lokalnymi przyjezdnymi wędkarzami. Ponieważ jak się okazało, w tym dniu, Polska przegrała z Holandią w piłce nożnej, uroczy starszy Holender na otarcie łez postanowił nas obdarować trzema dorszami. Tak rozpoczęła się przygoda z rybami do której wrócimy. Kjeragbolten i 1000m w górę Rankiem ze względu na silny wiatr z północy postanawiamy zostać w porcie więc przestawiamy się do Agnefest, skąd rano ruszamy na Kjeraga, ale nie bez przygód. Wybór portu w Agnefest nie jest przypadkowy, wypożyczalnia samochodów jedyna w pobliżu. Po szybkiej rezerwacji o dokonaniu opłaty, odzywa się do nas właściciel z pytaniem - skąd my się wzięliśmy? bo ona już nie ma tego samochodu i w ogóle zamknął wypożyczalnie. Po dłuższych negocjacjach Maciej wynegocjował wypożyczenie busa, którym ruszamy na Kjerag. Po paru godzinach wspinaczki wychodzimy na Kjerag, skąd w pośpiech i pięknej pogodzie wracamy do portu, a rano dalej w drogę. W trasie do Stavanger gdzie odwiedzamy najpierw Preikestolen od dołu od strony wody, a na drugi dzień wspólnie z załogą 2-go etapu wspinamy się od strony lądu. Na pokład wchodzi druga załoga i ster przekazujemy Wojtkowi. II Po wymianie załogi oraz po uzupełnieniu zapasów wody i paliwa ekspedycja „Opole Around Iceland” wypłynęła z norweskiego Stavanger 23 czerwca w południe kierując się w stronę szkockich Szetlandów. Na tym etapie s/y Nautic był domem dla czteroosobowej załogi (Jarosław Rudka, Janusz Kalisz, Sławomir Konkol, kpt. Wojciech Trzcionkowski) Dość nietypowo przeważał wiatr z kierunków wschodnich – żeglowaliśmy więc baksztagiem i fordewindem przy dość dużej fali, która dzięki pełnemu kursowi nie była jednak uciążliwa. Dodatkowo z racji tego, że były to najdłuższe dni w roku - noce na morzu były praktycznie jasne. Po dwóch dobach i trzech godzinach i przepłynięciu 246Nm dopłynęliśmy do Lerwick – stolicy Szetlandów, która jest najbardziej na północ wysuniętym miastem Zjednoczonego Królestwa. Średnia prędkość tego etapu wyniosła 4.87 kn, maksymalna zaś to 8.1 kn. Samo Lerwick to urocze niewielkie miasto (zamieszkałe przez niecałe 7000 mieszkańców), z charakterystyczną gotycką architekturą i wygodną mariną. Mimo, że Wielka Brytania opuściła UE i nie jest już częścią wspólnego obszaru celnego nie przechodziliśmy żadnej odprawy celnej. Po zwiedzeniu samego Lerwick 29 czerwca przed południem wypłynęliśmy w kierunku Wysp Owczych. Po drodze jeszcze na Szetlandach zawinęliśmy na chwilę do osłoniętej zatoczki Burra Voe na wyspie Yell, gdzie po zejściu na ląd zachwycaliśmy się tym pięknym zakątkiem Szetlandów pełnym ptaków. Następnie opuściliśmy Szetlandy i wpłynęliśmy na wody północnego Atlantyku. Na tym odcinku mieliśmy trochę mniej wiatru, za to dużo mgły (miejscami bardzo gęstej) oraz mżawki co przy temperaturze powietrza w okolicach +5’C skutkowało przenikliwym zimnem. Wielką atrakcją na tym odcinku było spotkanie ze stadem orek, którego część podpłynęła do jachtu, podczas gdy reszta stada zajęta była polowaniem na ławicę ryb, które mogliśmy też obserwować z niedużej odległości. Po dwóch dobach i po przepłynięciu 243Nm w piątek 28 czerwca koło południa osiągnęliśmy Tornshavn – stolicę Wysp Owczych, autonomicznego regionu Królestwa Danii. Wyspy te słyną z charakterystycznych domów, których dachy porasta trawa – i rzeczywiście już z daleka zobaczyliśmy takie domy. Warto dodać, że dachy rządowych zabytkowych budynków w najstarszej, średniowiecznej dzielnicy Tornshavn zwanej Tinganes również tak wyglądają i stanowi to wyjątkowo uroczy widok. W krajobraz tych wysp - znacznie surowszym niż Szetlandów - dominowały strome klify oraz skaliste przestrzenie porośnięte gdzieniegdzie trawami, na których pasły się będące symbolem tych wysp owce. Ciekawostką jest fakt, że temperatury latem i zimą nie różnią się zbytnio – wahają się średnio od +3’C w styczniu do +11’C w sierpniu. W trakcie pobytu na Wyspach Owczych podjęliśmy próbę naprawę chimerycznego ogrzewania jachtu – szczególnie wobec czekającego nas najdłuższego odcinka na Islandię i systematycznie spadającej temperatury w miarę żeglugi na północ. Kolejny odcinek o długości około 500Nm zaplanowany był do Reykiaviku. III W następnym etapie rejsu z Rejkiawiku wzięła udział załoga trzyosobowa. Dla Andrzeja, kapitana i armatora jachtu, był to wyjątkowy moment – powrót na pokład i możliwość poprowadzenie kolejnego etapu wyprawy. Tym razem celami były opłynięcie Islandii i przekroczenie koła podbiegunowego, które stanowiły nasze „niedźwiedzie mięso”. Rejs etapowy miał swoje zalety, między innymi możliwość dostarczenia rzeczy z kraju. Na ten odcinek dotarły części do Vebasto – wymieniliśmy palnik, wyczyściliśmy ogrzewanie i naprawiliśmy wadliwą świecę. Wydawało się, że w końcu rozwiązaliśmy też problem z rozruchem silnika. Jak się jednak okazało, prawdziwa przyczyna problemów była znacznie prostsza. Przy jednej z prób odpalenia silnika kapitan nagle został w ręku z... kablem od akumulatora. Tak! To właśnie przez ten nieszczęsny, luźny przewód pojawiały się awarie już na pierwszym etapie rejsu, a na kolejnym chłopaki musieli przekładać akumulatory. Tym razem problem został ostatecznie rozwiązany – ale o tym później. 18 lipca do obecnego już na miejscu w Rejkiawiku kpt. Andrzeja Kopytko przylecieli Joanna i Artur Burdziejowie. W trójkę ruszyliśmy na kolejną część podróży – okrążenie Islandii i poszukiwanie morskich ssaków. Kolejnego dnia wyruszyliśmy do urokliwego miasteczka Ólafsvík. Tam po raz pierwszy zetknęliśmy się z dziką islandzką przyrodą – trekking wśród wodospadów Bæjarfoss i Bugsfoss zakończyliśmy u podnóża lodowca Snæfellsjökull. Widoki były niesamowite, a natura zdawała się tu dominować nad wszystkim. 20 lipca, wypoczęci i pełni energii, wyruszyliśmy w stronę Fiordów Zachodnich. Znajomi polecili nam odwiedzenie Ísafjörður – miasteczka położonego na skraju fiordu Ísafjarðardjúp. Planowaliśmy tam uzupełnić zapasy paliwa. Jak się okazało, nie było to takie proste – w Islandii tankowanie odbywa się za pomocą samoobsługowych automatów, które wymagają specjalnej karty paliwowej. Niestety, my jej nie mieliśmy. Cóż, musieliśmy obejść się smakiem i ruszyć dalej. Przed nami było 170 mil do koła podbiegunowego, a prognozy pogody były niepewne. Niczym dzieci pochłonięte zabawą, ruszyliśmy na wschód w kierunku Grimsey – jedynej części Islandii, przez którą przebiega koło podbiegunowe. Po drodze w oddali zauważyliśmy pierwsze wieloryby. Ich fontanny wody wystrzeliwane na kilka metrów w górę upewniły nas, że jesteśmy w odpowiednim miejscu. 24 lipca o godzinie 20:00, przy słabym wietrze, osiągnęliśmy nasz cel – 66 stopni i 37 minut szerokości północnej. koło podbiegunowe zostało przekroczone! Dumni i szczęśliwi, popłynęliśmy do Sandvík na wyspie Grimsey, gdzie kilka minut po północy wznieśliśmy toast za wszystkie morskie bóstwa. Spotkanie z maskonurami i islandzka gościnność Rankiem ruszyliśmy na ekspedycję wyspy. Podczas spaceru na wschodnią stronę, byliśmy atakowani z powietrza przez ptaki, które najwyraźniej broniły swojego terytorium. I wtedy zobaczyliśmy je – setki, a może i tysiące maskonurów! Ich obecność była dla nas czymś wyjątkowym, ale to, co zobaczyliśmy, przeszło nasze oczekiwania. Cała wyspa była wręcz przeorana ich gniazdami – tunelami wykopanymi w ziemi. Widok zapierał dech w piersiach. Po spacerze zajrzeliśmy do lokalnej restauracji. Jak się okazało, jedyną pracującą tam osobą była... Polka! Szybko wprowadziła nas w lokalne zwyczaje i opowiedziała o życiu na wyspie, gdzie mieszka zaledwie 16 osób. Dowiedzieliśmy się też, że codziennie przez godzinę otwarty jest tu basen – typowa islandzka tradycja. Nie mogliśmy odmówić sobie spróbowania mięsa maskonura. Zamówiliśmy jedną porcję na trzech – wyjątkowe doświadczenie kulinarne. Bliskie spotkanie z wielorybami Z Grimsey popłynęliśmy do Húsavíku, islandzkiego centrum obserwacji wielorybów. Niestety, tym razem nasz mały jacht nie miał szczęścia – wieloryby nie pojawiły się na horyzoncie. Rozczarowanie nie trwało długo. 27 lipca o świcie, w gęstej mgle, dotarliśmy do The Arctic Henge w Raufarhöfn. Ta tajemnicza kamienna konstrukcja, otulona mgłą, wyglądała wręcz mistycznie. Korzystając z dobrych warunków, skierowaliśmy się na wschód, a później na południe. Po drodze oddaliśmy się wędkarskiej pasji – 15 minut na głębokości 20 metrów wystarczyło, by wyciągnąć 7 dorodnych dorszy! Przed zawinięciem do Seyðisfjörður, gdzie mieliśmy zakończyć kolejny etap podróży, postanowiliśmy zatrzymać się na noc w maleńkiej miejscowości Hafnarhús. I tu spotkało nas kolejne szczęście – tuż przed mariną zobaczyliśmy pierwsze wieloryby! Beztrosko nurkowały między skałami, jakby zupełnie nie przejmowały się naszą obecnością. O świcie czekała nas kolejna niespodzianka – wieloryby nadal były w pobliżu, tym razem wyraźnie widoczne w porannym świetle. Aparaty poszły w ruch, a później, po analizie zdjęć, udało nam się je zidentyfikować – były to majestatyczne humbaki (Megaptera novaeangliae). „Twoim własnym domem stanie się” Spełnieni, pełni wrażeń i zachwytu nad islandzką przyrodą, zimnym i niezwykłym klimatem, ruszyliśmy do Seyðisfjörður. Tu przekazaliśmy stery kapitan Asi Pajkowskiej. Przed nami był kolejny etap – tym razem lądowa podróż do Reykjavíku. Islandia ponownie nas zachwyciła, arktyczno-księżycowy krajobraz, surowość i dzikość przyrody, spotkania z delfinami, wielorybami, orkami i maskonurami – wszystko to sprawiło, że był to rejs, który zostanie w naszej pamięci na długo. Za sterem s/y Nautic kpt. Asia Pajkowska Żeby dotrzeć na pokład jachtu czekającego z drugiej strony Islandii (na północnym wschodzie), po wylądowaniu w Keflaviku musieliśmy się przedrzeć przez pół tego pokrytego lodem i parującego gorącymi wyziewami kraju. Jak się na dodatek okazało, w ciągłych ulewnych deszczach, sypiając na kempingach w małych namiotach. Mimo to, zaliczyliśmy wszystko to, z czego słynie Islandia: od czoła ciągle gorącej i parującej lawy po ubiegłorocznym wybuchu wulkanu na wschodzie kraju, w rejonie Grindavik, przez pola geotermalne Gunnuhver z licznymi gorącymi źródłami, gdzie temperatura osiąga 100 stopni!, odwiedziliśmy rejon Geysir z wybuchającymi co parę minut gejzerami w centrum Islandii. Widzieliśmy liczne ogromne wodospady i lodowce, na czele z odłamującymi się od czoła gigantycznego lodowca Vatnajökull growlerami. płynącymi powoli do oceanu . Nasz odcinek wyprawy od początku okazał się wyzwaniem. Po przejęciu jachtu w porcie w głębi fiordu Sydisfjördur, nasza żegluga też przebiegała w ciężkich warunkach, z wiatrami rzędu 35 –45 węzłów prosto w dziób, przez co musieliśmy niemal cały czas halsować i zygzakować, ze zwrotami co 2 godziny. co nas bardzo spowolniało i znacznie wydłużyło naszą drogę. Mimo to zdołaliśmy – choć w zmniejszonym zakresie – odwiedzić to, co planowaliśmy: Wyspy Owcze, gdzie trochę się pokręciliśmy między wyspami; jest tam pięknie, zimno i mokro i zielono, trawa rośnie nawet na dachach. Potem do Lerwick na Szetlandach, też cały czas halsowanie pod wiatr. Lerwick to bardzo szkockie miasteczko. Szetlandy zaś to liczne malownicze zatoki i zielone niezbyt wysokie wzgórza, porośnięte trawą (zero drzew), gdzie pasą się stada szetlandzkich owiec znanych z bardzo cenionej wełny i szetlandzkie koniki (ponies). Jednak maskonura, symbolu Szetlandów, nie widzieliśmy - odleciały jak nasze boćki. No i na koniec już już trochę lżejszy odcinek do Stavanger w Norwegii. Szczególnie pikantnym faktem naszego odcinka rejsu był fakt, że na pokładzie mieliśmy trójkę doświadczonych kapitanów (do wydawania poleceń) (Asia Pajkowska, Joanna Rączka i Alek Nebelski) i jednego tylko majtka do realizacji tych poleceń – a na dodatek majtek Beata (Beata Kuliberda) była po raz pierwszy na morzu, za to w życiu codziennym jest prezeską i to ona wydaje innym polecenia! Mimo to, rejs przebiegał bezpiecznie i sprawnie, a kapitanowie i załoga w dalszym ciągu są przyjaciółmi. Powrót do Kraju Sprowadzenie jachtu do Polski z wyprawy dookoła Islandii przypadł do wykonania Joannie i Arturowi Burdziej. Raptem niecałe trzy tygodnie schodzili z jachtu, więc na pokładzie poczuli się od razu jak w domu. Dla dwojga nowych załogantów Agnieszki i Romka (Agnieszka i Roman Keszkowie), był to pierwszy rejs na Nauticu. Wypłynęliśmy ze Stavanger około południa, a przed wyjściem na pełne morze postanowiliśmy jeszcze złapać coś na obiad. Niestety ryby nie chciały współpracować, więc zawiedzeni zwinęli wędki i postawili żagle. Wiatru było w sam raz, ale morze pozostało wzburzone po kilku dniach mocnego wiatru. Na początku pełny bajdewind, który zgodnie z prognozami wypełniał się, a i kierunek był coraz bardziej na wschód. Od wejścia w Skagerak wiatr mieliśmy głównie od rufy i delektowaliśmy się spokojną żeglugą i nie mogliśmy się nadziwić jak wiele statków tu pływa. Trochę więcej wiatru i od dziobu zrobiło się tuż przed wejściem do Skagen, w którym spędziliśmy czas na spacerowaniu i smakowaniu w lokalnych restauracjach. Ktoś mi wcześniej odradzał te miejsce, ale dobrze, że nie posłuchałem. Fajna marina i miasteczko, a rejony w kierunku samego cypla po prostu piękne. Na następny port wyznaczyliśmy sobie Kopenhagę, a żegluga w jej kierunku była piękna i szybka i z dużą falą. Ta ustała dopiero przed wejściem w cieśninę przed Helsingorem, gdzie dumnie wczesnym rankiem mijaliśmy zamek Makbeta. Po kilku godzinach zacumowaliśmy w centrum Kopenhagi, a że nie byliśmy tam ładnych parę lat, zachwyciła nas od razu na nowo. Rowery, zwiedzanie i najważniejsze, wyprawa do sklepu żeglarskiego po nowy flagsztok. Zakup konsultowany z Andrzejem, po przymierzeniu na jachcie, okazał się nietrafiony, czyli za krótki. Następnego ranka rower, kilka kilometrów, sklep i tym razem wymieniony na idealny, mam nadzieję że wciąż służy. Kopenhaga spodobała nam się tak bardzo, że spędziliśmy tam ponad dwa dni, a opuszczaliśmy ją o wschodzie słońca i ładnej pogodzie. Wiatrowo tym razem nie mieliśmy tyle szczęścia, bo od początku było pod wiatr, który dokładnie odkręcał się wraz z naszym kierunkiem. Innymi słowy do Bornholmu mieliśmy halsówkę, a potem w 15 minut zmienił się na mocny zachodni i przy nim szybko popłynęliśmy do Kołobrzegu. Do portu wchodziliśmy przy sporej zachodniej fali, zostawiając sobie „kawałek” foka dla stabilizacji jachtu. W sumie odcinek ok. 600 mil zrobiliśmy w trzech skokach, z których każdy był trochę inny i dostarczał sporo emocji. Było sporo fali, ale żegluga ogólnie bardzo przyjemna.” Za nami zostało 4200 mil. Poszczegolnymi etapami dowodzili: kpt. Andrzej Kopytko, kpt. Joanna Pajkowska, kpt. Artur Burdziej oraz Wojciech Trzcionkowski.
Rejs Roku
NAUTA na Cykladach
W czerwcu nasza załoga wylądowała w upalnych Atenach by z „pobliskiego” portu Lawrio wyruszyć na rejs po Cykladach-wyspach tworzących archipelag znajdujący się w południowo-zachodniej części Morza Egejskiego, u południowo-wschodnich wybrzeży Grecji. W skład archipelagu wchodzi około 220 wysp o łącznej powierzchni 2572 km². Jak co roku dla większości załogi w składzie: Ewa, Kornelia, Waldek, Grzegorz i Michał na cały tydzień jacht „Macan” wraz z kapitanem Henrykiem Kwiatkiem stał się naszym domem na wodzie. Celem pierwszego dnia rejsu była wyspa Milos. Wypływając wczesnym porankiem z Lawrio morze postanowiło przypomnieć swoje bardziej wietrzne oblicze, przez co niektórzy z nas mieli okazje poznać smak choroby morskiej. Na szczęście był to pierwszy i ostatni taki sprawdzian podczas całego rejsu. Już popołudniu w promieniach słońca mogliśmy podziwiać Milos i kolorowe domki rybackie we wsi Klima. Sama wyspa urzeka ciekawymi formacjami wulkanicznymi w niesamowitych kształtach i kolorach oraz fantastycznymi plażami wraz z tradycyjnymi dla regionu wioskami rybackimi. Nie można także nie wspomnieć o słynnej rzeźbie Wenus z Milos. Kolejny dzień to zwiedzanie wyspy przez całą załogę, zdobycie pobliskiej Hory, z której można było podziwiać wyspę w całej okazałości. Po obiedzie krótki rejs na sąsiednią wyspę Kimolos z przepięknymi ruinami zamkowymi zwiedzanymi późnym wieczorem. Następnie zwiedziliśmy wyspy Ios, Sifnos i Kythnos podziwiając jej lokalne uroki oraz przepiękną grecką architekturę. Na tej ostatniej skorzystaliśmy z możliwości wymoczenia się w gorących źródłach znajdujących swoje ujście w zatoczce portowej. Takie małe SPA dla całej załogi wymęczonej przez słoneczna pogodę, która postanowiła przez cały tydzień zrekompensować nam ten burzliwy początek rejsu. Przed dotarciem do Lawrio kapitan postanowił zaserwować nam atrakcje noclegu na kotwicy w zacisznej zatoczce niedaleko portu, który osiągnęliśmy rano następnego dnia. Na koniec jak zwykle zostało nam zatarcie wszystkich śladów naszej bytności na pokładzie, tak by kolejna załoga mogła tak jak my delektować się przecudnymi widokami z pokładu „Macan”. A my kontynuując naszą grecką eskapadę dotarliśmy do nadmorskiej miejscowości Kamena Wurla, skąd zwiedziliśmy słynne Termopile oraz Meteory. Nasz morsko-lądowy rejs zakończył się na lotnisku w Atenach skąd przesyłamy żeglarskie pozdrowienia….Ahoj !!!
ROBINSONADA - na Bahamas i Nazot
Rejs był reailacją marzeń o żeglowaniu do pieknych bezludnych wysp, ciepłych mórz pełnych różnych stworów, perłowych plaż z palmami w tle. Marzeń zrodzonych po lekturze "Robinsona Kruzoe" wg. Daniela Defoe w wieku 11 lat. Mój jacht zbudowany w Opolskim garażu zprojektowałem do żeglugi przez Ocean, a potem po płytkich koralowych atolach i dobijania do plaż. Płaskodeny szkuner dżonkowy z uchylnymi kilami i podnoszonymi płetwami sterowymi sprawdził się doskonale. Wystartowałem solo z Lizbony 12.12.2023 po naprawach w Amaro. Pierwszy odcinek do Agadiru, Maroko gdzie spędziliśmy rodzinne Święta i Sylwestra. Po 3 tygodniach z Andrzejem Skibniewskim (z Opola) do Arrecife na Lanzarotte, skąd po kilku dniach długa (3200Mm) droga w Passatach do Brytyjskich Wysp Dziewiczych. Po kilku dniach w Trellis Bay na Beef Island (odwiedziny u Władysława Wagnera) dalej znów Solo do G. Exuma na Bahamas. Dwa miesiące żeglowania po wysepkach tego archipelagu pozwoliły w nich zasmakować, ale nie nacieszyć się wystarczająco, pozostał niedosyt i chęć powrotu na nieco dłużej. Potem długi powrót Solo na wschodnią stroną Atlantyku. Wyż Bermudzko-Azorski przesunął się na N, a ja szukając korzystnych wiatrów na jego północnym obrzeżu zawędrowałem aż na 40 stopień szerokości N. Tam kolejne niże tworzyły trasę prowadzącą na East. Na Terceirze przywitany przez kumpli Jestersów spędziłem kilka tygodni. Ostatni odcinek z Praya da Vittoria do Povoa de Varzim k/ Porto żeglowałem w towarzystwie stadka Tuńczyków, które dbały o moją dietę. Rejs zakończyłem 15 sierpnia 2024, po 8 miesiącach i przeżeglowaniu łącznie 8.620 Mm, z czego 5.000 Solo. Na żaglach 99% , motorowanie tylko w marinach i troszkę po Bahamach.
Nauta na Bałtyku 2024
Głównym celem było dotarcie do Kopenhagi. I etap rejsu: Trzebież - Höllviken, Zwiedzamy Fotevikens Museum – to specyficzne muzeum mieszczące się w Höllviken (ok. 23 km od Malmö). Specyficzne, ponieważ jest to zrekonstruowana stara wioska Wikingów (inaczej nazywa sie Vikingaby). Znajdują się tam 23 różne budynki i jedna łódź zrekonstruowana na podstawie autentycznego archeologicznego odkrycia właśnie w Foteviken. Wioska ta ma za zadanie pokazać, jak wyglądało życie Wikingów w dawnych czasach (ok. 900 lat temu). Szwecja. Etap II: Höllviken – Kopenhaga. Kopenhaga – stolica i największe miasto Danii położone na wschodnim wybrzeżu wyspy Zelandia i częściowo Amager. Od 1 lipca 2000 połączona jest mostem nad Sundem ze szwedzkim Malmö. Obecnie mieszka w niej około 700 tys. ludzi, a cały zespół miejski tzw. „Wielkiej Kopenhagi” liczy 1,4 mln mieszkańców. Spędziliśmy w Kopenhadze intensywne 24 godziny. Podziwialiśmy zabytki, żaglowce oraz jachty. III Etap: Kopenhaga – Höllviken. IV Etap: Höllviken – Rønne.Do Rønne dotarliśmy w środku nocy po ponad dwudziestu godzinach żeglugi pod silny i porywisty wiatr. Kolejny dzień spędziliśmy zwiedzając Gudhjem. Niestety z uwagi na termin „po sezonie” nie udało nam się popłynąć statkiem na Christiansø. W kolejnym dniu z rana w szampańskim nastroju wypłynęliśmy w kierunku kolejnego portu. Dla odmiany wiatr mieliśmy w „plecy” i pięknie świeciło nam słoneczko. V etap: Rønne – Sassnitz. Sassnitz to miasto położone na półwyspie Jasmund na wyspie Rugia, Niemcy. Miasto jest znanym portem i kurortem nadmorskim i jest bramą do pobliskiego Parku Narodowego Jasmund, najmniejszego parku narodowego, z unikalnym urwiskiem kredowym. Port rybacki i Muzeum (Fischerei- und Hafenmuseum) dokumentuje historię połowów na Rugii i starego portu Sassnitz. Wśród eksponatów jest rybacki kuter Havel (Fischcutter). W porcie, zwiedzający mogą zobaczyć brytyjską łódź podwodną HMS Otus, jak również łódź ładunkowa Annemarie, która została przekształcona w 2007 roku na łódź pasażerska.VI Etap: Sassnitz - Świnoujście – Trzebież To był wspaniały rejs.

Zobacz więcej

Żeglarskie Wydarzenie Roku
Biedronkowe Wianki 2024
Marina LOK Turawa to miejsce kultowe powszechnie znane wśród Opolskiej braci żeglarskiej. Wieloletnia komendantka naszego klubu, kpt. Grażyna Wodiczko ,,Biedrona'', dawno już chciała zorganizować wspólne, żeglarskie uczczenie Nocy Świętojańskiej, kiedy to od czasów pogańskich ludzie sobie bliscy spotykali się, by wspólnie przywitać lato. Marzyła, by nie zabrakło słowiańskich tradycji, takich jak puszczanie wianków, czy skakanie przez ognie sobótki... Chciała też oddać hołd i cześć naszym żeglarskim bogom regatami i żeglarską zabawą. Niestety, w zeszłym roku nie było jej dane doczekać wiosny - odeszła na wieczną wachtę w marcu 2024 roku. Marina LOK Turawa pod przewodnictwem kpt. Eugeniusza Karpickiego, Opolskie Stowarzyszenie Pieśni spod Żagli, Stowarzyszenie Ventura i przy ogromnym wsparciu członków Jacht Klubu Opolskiego oraz Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz inni żeglarze województwa Opolskiego uznali, że w tym roku wspólnie nadamy wyjątkowy charakter i zorganizujemy wydarzenie planowane przez kpt. Grażynę z dużym rozmachem. Oddamy jej hołd nazywając je: ,,Biedronkowymi Wiankami" ku czci jej żeglarskiego pseudonimu. Wyjątkowy charakter wydarzenia, podkreśliła zaproponowana po raz pierwszy Żeglarska Gra Terenowa, stawiająca uczestniczące załogi przed nie lada wyzwaniami. Stawką było odnalezienie ukrytego skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier, właściciela dóbr turawskich. Niektóre załogi zetrzeć musiały się z nieprzewidzianymi trudnościami, lecz ostatecznie dzielni żeglarze podołali i wspólnie zdobyli skarb. Licznie przybyli goście ściągnęli na przepojony marynistycznym folklorem koncert zespołu ,,Flash Creep" oraz raczyli się zorganizowanym przez nasz klub grillem. Gdy zaś słońce zaszło, brzeg jeziora rozjaśniły ognie sobótki, a cała brać wypłynęła, by na spokojną toń jeziora złożyć kwietne wieńce noszone przez cały dzień. Piękna letnia noc pełna ogni, sprawiała magiczne wrażenie. Tak zakończyły się Biedronkowe Wianki. Cóż, jedyne co pozostaje powiedzieć, to: do zobaczenia za rok! Więcej o tym wydarzeniu na stronie: https://piesnispodzagli.pl/art/biedronkowe-wianki-i-pierwsza-turawska-gra-zeglarska-za-nami/182
I Turawska Gra Żeglarska
I Turawska gra żeglarska Część legendarnego skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier została odnaleziona, ale jak było poczytajcie. Kiedy wstałem w sobotę rano, popatrzyłem na moje drzewa w ogrodzie, zapylające Cumulusy a potem na Windy, to wiedziałem, że to będzie piękny dzień - szalenie żeglarski. Windy wskazywało 5-6 Bft, a w porywach nawet do siedmiu. Ale kiedy pojawiłem się w Turawie o trzynastej, popatrzyłem na jezioro, to zdałem sobie sprawę, że na naszą grę, to może być za silny wiatr dla niektórych. Ale cóż, zobaczymy - pomyślałem. Biedrona dogadała się z królem wiatru i dmuchnęło solidnie. O 14:00 pojawił się Sławek w asyście swojej ekipy z turawskiego WOPR-u. Mieli obstawić jeden punkt kontrolny naszej gry, który był na wodzie. Wytłumaczyłem im role i popłynęli. Pół godziny później przeprowadziliśmy odprawę naszego stowarzyszenia, celem przedstawienia reguł gry. Stworzyliśmy zespoły, które miały obstawić pozostałe punkty, rozdaliśmy wskazówki dla załóg i ekipa ruszyła na swoje z góry upatrzone pozycje. Ja, wraz z najmłodszą ekipą naszego stowarzyszenia zostaliśmy szykując się do finału gry. Parę minut po piętnastej rozpoczęła się odprawa. Zgłosiło się dziesięć załóg, ale na odprawie było osiem. Przyznam, że byłem zaskoczony, bo sądziłem, że silny wiatr odstraszy większość, ale jednak nie. Oni byli gotowi szukać legendarnego skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier, ostatniego właściciela dóbr turawskich. To dzięki niemu mamy Jezioro Turawskie. Mimo, że był przeciwnikiem nazistowskiej polityki, udało mu się przekonać samego Adolfa Hitlera do budowy jeziora. Stąd nazwa jeziora Hitler See , która funkcjonowała w latach 1938 -1945. Obecna Rybaczówka służył hrabiemu do suszenia ryb. Tu stacjonowały jego rybackie łodzie. Dlatego nasza gra ma trochę przybliżyć żeglarzom postać hrabiego, który w 1952 roku zmarł w Niemczech. Warto nadmienić, że szczątki Hubertusa von Garnier zostały w 2012 roku złożone w kaplicy w Kotorzu Wielkim. Hrabia wrócił do swojej ojczyzny. Załogi były zdeterminowane, by ten legendarny skarb odnaleźć. Wódz plemienia Pieśni spod Żagli – Stary Rumpel rozpoczął odprawę. Gra nie jest na czas i nie ścigamy się. Najważniejsze bezpieczeństwo i dobra zabawa – rzekł. Nikt nie odważył się sprzeciwić słowom wielkiego wodza. Załogi otrzymały kopię mapy jeziora pozostawionej przez hrabiego. Do tego pierwszą wskazówkę. Mieli wypłynąć przed port, kierować się na wschód i znaleźć wioskę tubylców spod znaku lilijki i kotwicy. Po drodze mieli wypisać wszystkie wioski, w których tubylcy zajmowali się żeglarstwem. Chodziło oczywiście o kluby i przystanie żeglarskie. Z północno zachodnim wiatrem ruszyli. Po kilkunastu minutach pierwsze załogi dotarły do pomostu 41Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej. Tam czekali wojownicy Pieśni spod Żagli. Odebrali wykonanie zadanie i wręczyli kapitanom drugą wskazówkę, zostawioną przez hrabiego von Garnier. Załogi miały odnaleźć wioskę, gdzie tubylcy jadali tylko ryby. W międzyczasie na otrzymanych dwumetrowych linach, mieli zawiązać jak najwięcej węzłów żeglarskich. Wszyscy bezbłędnie rozszyfrowali, że chodzi o Restauracje Rybną kpt. Bogusia Lubonia. Na pokładzie jego statku, czekała nasza drużyna. Odebrali liny z węzełkami i załogi otrzymały kolejne zadanie i wskazówkę. Tym razem mieli pięknie zbuchtować linę, którą w nieładzie otrzymali. Z restauracji załogi miały udać się na południe, by poszukać żółtego znaku, przy którym stała łódź bardzo groźnych tubylców. By ich nie obrazić i otrzymać kolejną wskazówkę, trzeba było zrobić kółeczko wokół żółtej bojki. Wtedy tubylcy z Jacht Klubu Opolskiego podpływali i czekali na podarki. Należało im dać pięknie zbuchtowane liny, bo u nich to właśnie liny stanowią środek płatniczy. W ten sposób załogi mogły otrzymać kolejną wskazówkę i wpłynąć na wody terytorialne tubylców z JKO. Tym razem należało dalej płynąć na południe i dobić do ich pomostu. Ale by dostać kolejną wskazówkę, należało wymienić co najmniej, pięć rodzajów chmur. Żadna z załóg nie obraziła tubylców i dzięki temu otrzymali kolejną wskazówkę. Tym razem zadanie stawało się trudniejsze, bo mieli płynąć na północny zachód pod wiatr i szukać kolejnego żółtego znaku. Tam grasowało najgroźniejsze plemię, ( nasi przyjaciele z WOPR-u) którzy wyrzucali do wody swoich wrogów. Ale by móc opuścić te niebezpieczne wody, należało wyłowić topielców i oddać ich tubylcom. Trzeba było to zrobić szybko, by topielcy mogli przeżyć. Za wyłowionego i żywego, tubylcy rewanżowali się wskazówką. Z tradycją i lokalnymi zwyczajami nie należy dyskutować, choć to dziwny proceder. Nie wykonanie zadania groziło pojmaniem i rzuceniem rekinom na pożarcie. Kolejnym etapem poszukiwania skarbu miało być odnalezienie wyspy z pirackim portem i opuszczoną plażą. Załogi miały się kierować na północ i generalnie wrócić do mariny skąd zaczynali swój niebezpieczny rejs. I tu niektórym piracki port skojarzył się z zupełnie innym miejscem na jeziorze. Załogi rozpłynęły się we mgle, w różnych kierunkach, choć na jeziorze jest jeden prawdziwy kamienny port. Tylko na Rybaczówce, skąd zaczynali. Po kilku bitwach z tubylcami, atakach gigantycznych ośmiornic, sztormem i brakiem żywności i wody, wycieńczone załogi odnalazły port. Musieli tylko uważać, bo choć piraci byli pokojowo nastawieni, to czyhali na kobiety. Dla swojego wodza – Starego Rumpla szukali nowych żon, gdyż co roku w najkrótszą noc wódz brał za żonę nową kobietę. Po dwóch i pół godzinach, pierwsze załogi zaczęły dopływać do portu. Tam otrzymały kolejną wskazówkę, by stanąć na plaży plecami do południe i w gęstych zaroślach szukać drewnianej beczki, w której ukryta była kolejna wskazówka. Musieli bardzo uważać, bo beczki strzegły jadowite węże. Wraz z ostatnią wskazówką załogi musiały oddać mapę z naniesionymi wszystkimi miejscami. Poprawnie wypełniona mapa otwierała drogę do otrzymania skarbu od wodza Starego Rumpla. Punktualnie o godzinie dziewiętnastej, zaczęły się obchody najkrótszej nocy. Wódz przemówił i zaprosił wszystkich do uczty. Jadła i napitku było co niemiara. Grać i śpiewać zaczął zespół Flash Creep, przez tubylców nazywany Fresh Fish, złożony z najlepszych bębniarzy okolicznych wysp. Zaczęły się śpiewy, tańce i pląsy. Równo kwadrans przed dwudziestą, bębny ogłosiły kolejne wystąpienie wodza. W blasku zachodzącego słońca zaprosił wszystkie załogi i dokonał podziału skarbu na równe siedem części, bo tyle załóg wróciło z rejsu. Każda załoga dostała skrzynie pełne złota. Za rok w najkrótszą noc, znowu się zbierzemy, by szukać dalszej części skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier. Zdjęcia wykonali: Jędrzej Łuczak - @Radio Opole Andrzej Szczepanik, Nina Kardaś, Basia Dolak, Monika Opioła Ryszard Sobieszczański
OPOLSKA LIGA ŻEGLARSKA
W sezonie 2024 w Jacht Klubie Opolskim zainaugurowała Opolska Liga Żeglarska. Regulamin Opolskiej Ligi Żeglarskiej jest bardzo prosty: prawo do startu posiada każda jednostka z żaglem. W treningach startowały klasy regatowe złożone z Laserów, 420, 470, Finnów i Omeg oraz jachty kabinowe. Równolegle do jachtów jednokadłubowych startowały katamarany TOPCAT, F-18, Hobie Cat oraz Krzywus. Idą żeglarzy regatowych z południowego brzegu Jeziora Turawskiego było spotykanie się w niedzielne poranki, żeby wspólnie się pościągać na wodzie. Na jeziorze zostały ustawione duże boje, które wytyczały trójkątną stałą trasę. I tak rozpoczęła się zabawa, rywalizacja, a przede wszystkim łopot żagli na brzegu, rozprawy o zastosowanych patentach w trakcie taklowaniu łódek. Koledzy wykonali maszynkę do regatowej procedury startowej 5-4-1-start, która ułatwiła puszczanie poszczególnych wyścigów. Każde zawody były bezpiecznie zabezpieczone i obowiązywały przepisy regatowe a przede wszystkim zasada fair play. Uruchomiliśmy na Facebooku fanpage JKO Otwarta Liga Żeglarska, gdzie znajdują się wszystkie informacje i relacje. Aby nikogo to nie nudziło, wprowadziliśmy punktację za każdy rozegrany wyścig co pozwoliło wyło-nić zwycięzcę treningu punktowanego. Wszystkie rozegrane treningi punktowane zapisywane zostały na tablicy co w finale pokazało klasyfikację generalną. Jacht Klub Opolski zaprasza sterników, załogi i kibiców w sezonie 2025. Arek i Darek – spirytus movens Opolskiej Ligi Żeglarskiej.
Udział reprezentacji Opolszczyzny w finale The Tall Shipc Races w Szczecinie
W dniach 2-5 sierpnia odbywał się wielki finał The Tall Ships Races 2024. w Szczecinie. Do polskiego portu przypłynęło mnóstwo żaglowców z całej Europy, ale były też jednostki z innych kontynentów. My również przygotowywaliśmy się do tego, by po raz pierwszy zaznaczyć swoją obecność i reprezentować nasze województwo podczas finału. Pierwszego sierpnia w nocy, wypłynęliśmy do niemieckiego Sassnitz, by po drodze móc na morzu oglądać przypływające do polskie żaglowce. Udało się kilka znamienitych jednostek spotkać. M.in. STS Pogorię, STS Generała Zaruskiego, ORP Iskrę, Grossherzogin Elisabeth, STS Fryderyka Chopina, a także mijaliśmy byłą chlubę Klubu Żeglarskiego w Nysie s/y Bies. Było tych jednostek znacznie więcej. Na pokładzie mieliśmy specjalnego gościa. Po raz pierwszy w życiu, na morze wybrał się z nami Wicemarszałek Województwa Opolskiego Zbigniew Kubalańca, by zobaczyć z czym to się je. Choć kawalerzysta z krwi i kości, to mówiąc krótko zaskoczył. Pewnie z konia na jacht się nie przesiądzie, ale sprawimy, że żeglarstwo stanie się jego drugą pasją. W końcu mamy w tym doświadczenie. Neptun był dla nas wyjątkowo łaskawy, bo wiatru nie było zbyt dużo i ewidentnie chciał pokazać naszemu marszałkowi łagodne oblicze morza. Odwiedziliśmy urokliwie niemieckie Sassnitz, które słynie z frykasów morza, których sobie nie pożałowaliśmy. Trzeciego sierpnia przed południem wpłynęliśmy do Szczecina, odwiedzając jeszcze po drodze Świnoujście. Oglądanie tych pięknych żaglowców z pokładu naszego jachtu było czymś wyjątkowym, bo zupełnie to wygląda inaczej niż z pozycji przechodnia maszerującego w milionowym tłumie. W gościnę przyjęła nas Marina Nort East i nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego miejsca. Byliśmy w samym centrum, blisko Daru Młodzieży, który majestatycznie cumował w najbardziej okazałym miejscu i swoją obecność, co jakiś czas zaznaczał, sygnałem alarmowym. Szczecin eksplodował ilością wydarzeń, koncertów, atrakcji. Dzięki temu były spotkania i odwiedziny wielu osób. Posłuchaliśmy koncertów The Nierobbers i North Cape, a na pokładzie gościliśmy załogę zespołu Flash Creep. Wspólnie z marszałkiem odwiedziliśmy s/y Tarę czyli naszą dawną jednostkę ocaniczną s/y Dar Opola. Wraz z obecnym właścicielem Jorgenem Krogh Johansenem, przy kawie, pogawędziliśmy o wspólnej opolsko-duńskiej historii. Z największą przyjemnością, sprezentowaliśmy Jorgenowi na pamiątkę książkę, pt. Rejs po dziejach opolskiego żeglarstwa, w którym cały rozdział poświęcony jest historii Daru Opola wraz dużą ilością archiwalnych i aktualnych zdjęć. Była wspólna pamiątkowa fotografia. Oficjalnie reprezentowaliśmy Województwo Opolskie, którego logo pojawiło się na naszym nowym żaglu i powiem Wam, że robi wrażenie, a szczególnie wieczorem. Rozdawaliśmy foldery o Opolszczyźnie, tym samym zapraszając gości, by odwiedzili nasz piękny region. Dla naszej s/y Lady K, był to pierwszy udział w tak wielkim żeglarskim wydarzeniu. Pięknie się zaprezentowała z nowymi żaglami i widziałem, że niektórzy wzdychali do niej, bo jest do czego.

Bitwa Morska

Wydarzenie Żeglarskie roku

(3189 pkt) Akcja "Barka Tonie"

Żeglarz sportowy roku

(3048 pkt) Małgorzata Królicka-Twardowska

Żeglarskie zdjęcie roku

(1578 pkt) II Rzeczpospolita Babska znów na morzu

Rejs Roku

(1508 pkt) Opole Around Iceland 2024

Rejs Roku

(1320 pkt) Nauta na Bałtyku 2024

Żeglarskie zdjęcie roku

(1292 pkt) Bandera w dole

Żeglarz Roku

(1210 pkt) kpt. Bogdan Angerman

Żeglarz Roku

(1111 pkt) kpt. Andrzej Kopytko

Żeglarskie zdjęcie roku

(1102 pkt) Pierwszy raz sam pod żaglami - Fabian Hnyluch

Żeglarskie zdjęcie roku

(897 pkt) Kapitanek

Żeglarski Film Roku

(770 pkt) Nordkapp

Żeglarski Film Roku

(649 pkt) Relacja z harcerskiego obozu 41 HDŻ w Turawie

Żeglarska Opowieść Roku

(634 pkt) OPOLE AROUND ICELAND 2024

Żeglarski Film Roku

(583 pkt) Po raz pierwszy na morzu

Żeglarska Opowieść Roku

(466 pkt) Klątwa Caipirinhi

Wydarzenie Żeglarskie roku

(383 pkt) 30-lecie Harcerskiego Klubu Żeglarskiego w Turawie

Żeglarskie zdjęcie roku

(376 pkt) Turawska Bitwa

Rejs Roku

(370 pkt) Rejs Klubu HKŻ Turawa

Żeglarz sportowy roku

(356 pkt) Wojciech Mandela Mariusz Łapot

Wydarzenie Żeglarskie roku

(294 pkt) Udział reprezentacji Opolszczyzny w finale The Tall Shipc Races w Szczecinie

Żeglarskie zdjęcie roku

(280 pkt) Pies bosmana

Żeglarski Film Roku

(272 pkt) Żeglowanie po Seszelach

Rejs Roku

(253 pkt) NAUTA na Cykladach

Wydarzenie Żeglarskie roku

(247 pkt) OPOLSKA LIGA ŻEGLARSKA

Wydarzenie Żeglarskie roku

(234 pkt) Szkolenie z 'Ratownictwa'Jactowego'

Żeglarskie zdjęcie roku

(232 pkt) Opole Around Iceland 2024

Żeglarz sportowy roku

(220 pkt) Piotr Liszek

Rejs Roku

(185 pkt) ROBINSONADA - na Bahamas i Nazot

Żeglarski Film Roku

(164 pkt) Męskie rozmowy

Wydarzenie Żeglarskie roku

(158 pkt) I Turawska Gra Żeglarska

Rejs Roku

(157 pkt) Zwyczajny Rejs Po Mazurach (ale czy na pewno?)

Żeglarskie zdjęcie roku

(146 pkt) Starzy kapitanowie

Żeglarskie zdjęcie roku

(121 pkt) Fantazja o tatuażach

Żeglarskie zdjęcie roku

(108 pkt) Turawskie Morze Sargassowe

Żeglarskie zdjęcie roku

(108 pkt) Młodzież na żaglach

Żeglarska Opowieść Roku

(96 pkt) Dżester na Dżonce

Żeglarskie zdjęcie roku

(96 pkt) Kierunek Vasa

Żeglarskie zdjęcie roku

(93 pkt) Titanic turawski

Żeglarz Roku

(82 pkt) Mariusz Konieczny

Żeglarski Film Roku

(78 pkt) F18 na Turawie - JEST MOC! -

Wydarzenie Żeglarskie roku

(46 pkt) Pierwszy kurs na sternika morskiego

Żeglarski Film Roku

(40 pkt) Life balance pod żaglami.

Wydarzenie Żeglarskie roku

(37 pkt) Biedronkowe Wianki 2024

Żeglarskie zdjęcie roku

(36 pkt) Śladami Jack'a Sparrow'a... Kapitana Jack'a Sparrow'a.

Żeglarski Film Roku

(35 pkt) Tysiące Mil bez dotykania Rumpla

Żeglarz sportowy roku

(35 pkt) Jakub Drobczyk Robert Adamczyk

Żeglarski Film Roku

(31 pkt) Śniadanie z Sikorką

Żeglarskie zdjęcie roku

(25 pkt) zachód słońca nad jeziorem Niegocin

Żeglarskie zdjęcie roku

(19 pkt) Kiedy w kambuzie został tylko Cook

Żeglarskie zdjęcie roku

(19 pkt) Kiedy musisz sprawdzić głębokość pod jachtem w obawie przed pływem

Żeglarskie zdjęcie roku

(19 pkt) Kiedy kupiłeś zbyt dużo rumu na rejs po Kubie

Żeglarski Film Roku

(18 pkt) Kompetencje miękkie na jachcie

Żeglarski Film Roku

(18 pkt) KRAJ-615 jak wygląda

Wydarzenie Żeglarskie roku

(18 pkt) Szkolenia w NEPTUN Opole