I Turawska gra żeglarska
Część legendarnego skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier została odnaleziona, ale jak było poczytajcie.
Kiedy wstałem w sobotę rano, popatrzyłem na moje drzewa w ogrodzie, zapylające Cumulusy a potem na Windy, to wiedziałem, że to będzie piękny dzień - szalenie żeglarski. Windy wskazywało 5-6 Bft, a w porywach nawet do siedmiu. Ale kiedy pojawiłem się w Turawie o trzynastej, popatrzyłem na jezioro, to zdałem sobie sprawę, że na naszą grę, to może być za silny wiatr dla niektórych. Ale cóż, zobaczymy - pomyślałem. Biedrona dogadała się z królem wiatru i dmuchnęło solidnie.
O 14:00 pojawił się Sławek w asyście swojej ekipy z turawskiego WOPR-u. Mieli obstawić jeden punkt kontrolny naszej gry, który był na wodzie. Wytłumaczyłem im role i popłynęli. Pół godziny później przeprowadziliśmy odprawę naszego stowarzyszenia, celem przedstawienia reguł gry. Stworzyliśmy zespoły, które miały obstawić pozostałe punkty, rozdaliśmy wskazówki dla załóg i ekipa ruszyła na swoje z góry upatrzone pozycje. Ja, wraz z najmłodszą ekipą naszego stowarzyszenia zostaliśmy szykując się do finału gry.
Parę minut po piętnastej rozpoczęła się odprawa. Zgłosiło się dziesięć załóg, ale na odprawie było osiem. Przyznam, że byłem zaskoczony, bo sądziłem, że silny wiatr odstraszy większość, ale jednak nie. Oni byli gotowi szukać legendarnego skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier, ostatniego właściciela dóbr turawskich. To dzięki niemu mamy Jezioro Turawskie. Mimo, że był przeciwnikiem nazistowskiej polityki, udało mu się przekonać samego Adolfa Hitlera do budowy jeziora. Stąd nazwa jeziora Hitler See , która funkcjonowała w latach 1938 -1945. Obecna Rybaczówka służył hrabiemu do suszenia ryb. Tu stacjonowały jego rybackie łodzie. Dlatego nasza gra ma trochę przybliżyć żeglarzom postać hrabiego, który w 1952 roku zmarł w Niemczech. Warto nadmienić, że szczątki Hubertusa von Garnier zostały w 2012 roku złożone w kaplicy w Kotorzu Wielkim. Hrabia wrócił do swojej ojczyzny.
Załogi były zdeterminowane, by ten legendarny skarb odnaleźć.
Wódz plemienia Pieśni spod Żagli – Stary Rumpel rozpoczął odprawę. Gra nie jest na czas i nie ścigamy się. Najważniejsze bezpieczeństwo i dobra zabawa – rzekł. Nikt nie odważył się sprzeciwić słowom wielkiego wodza.
Załogi otrzymały kopię mapy jeziora pozostawionej przez hrabiego. Do tego pierwszą wskazówkę. Mieli wypłynąć przed port, kierować się na wschód i znaleźć wioskę tubylców spod znaku lilijki i kotwicy. Po drodze mieli wypisać wszystkie wioski, w których tubylcy zajmowali się żeglarstwem. Chodziło oczywiście o kluby i przystanie żeglarskie.
Z północno zachodnim wiatrem ruszyli. Po kilkunastu minutach pierwsze załogi dotarły do pomostu 41Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej. Tam czekali wojownicy Pieśni spod Żagli. Odebrali wykonanie zadanie i wręczyli kapitanom drugą wskazówkę, zostawioną przez hrabiego von Garnier. Załogi miały odnaleźć wioskę, gdzie tubylcy jadali tylko ryby. W międzyczasie na otrzymanych dwumetrowych linach, mieli zawiązać jak najwięcej węzłów żeglarskich. Wszyscy bezbłędnie rozszyfrowali, że chodzi o Restauracje Rybną kpt. Bogusia Lubonia. Na pokładzie jego statku, czekała nasza drużyna. Odebrali liny z węzełkami i załogi otrzymały kolejne zadanie i wskazówkę. Tym razem mieli pięknie zbuchtować linę, którą w nieładzie otrzymali. Z restauracji załogi miały udać się na południe, by poszukać żółtego znaku, przy którym stała łódź bardzo groźnych tubylców. By ich nie obrazić i otrzymać kolejną wskazówkę, trzeba było zrobić kółeczko wokół żółtej bojki. Wtedy tubylcy z Jacht Klubu Opolskiego podpływali i czekali na podarki. Należało im dać pięknie zbuchtowane liny, bo u nich to właśnie liny stanowią środek płatniczy. W ten sposób załogi mogły otrzymać kolejną wskazówkę i wpłynąć na wody terytorialne tubylców z JKO. Tym razem należało dalej płynąć na południe i dobić do ich pomostu. Ale by dostać kolejną wskazówkę, należało wymienić co najmniej, pięć rodzajów chmur. Żadna z załóg nie obraziła tubylców i dzięki temu otrzymali kolejną wskazówkę. Tym razem zadanie stawało się trudniejsze, bo mieli płynąć na północny zachód pod wiatr i szukać kolejnego żółtego znaku. Tam grasowało najgroźniejsze plemię, ( nasi przyjaciele z WOPR-u) którzy wyrzucali do wody swoich wrogów. Ale by móc opuścić te niebezpieczne wody, należało wyłowić topielców i oddać ich tubylcom. Trzeba było to zrobić szybko, by topielcy mogli przeżyć. Za wyłowionego i żywego, tubylcy rewanżowali się wskazówką. Z tradycją i lokalnymi zwyczajami nie należy dyskutować, choć to dziwny proceder. Nie wykonanie zadania groziło pojmaniem i rzuceniem rekinom na pożarcie.
Kolejnym etapem poszukiwania skarbu miało być odnalezienie wyspy z pirackim portem i opuszczoną plażą. Załogi miały się kierować na północ i generalnie wrócić do mariny skąd zaczynali swój niebezpieczny rejs. I tu niektórym piracki port skojarzył się z zupełnie innym miejscem na jeziorze. Załogi rozpłynęły się we mgle, w różnych kierunkach, choć na jeziorze jest jeden prawdziwy kamienny port. Tylko na Rybaczówce, skąd zaczynali. Po kilku bitwach z tubylcami, atakach gigantycznych ośmiornic, sztormem i brakiem żywności i wody, wycieńczone załogi odnalazły port. Musieli tylko uważać, bo choć piraci byli pokojowo nastawieni, to czyhali na kobiety. Dla swojego wodza – Starego Rumpla szukali nowych żon, gdyż co roku w najkrótszą noc wódz brał za żonę nową kobietę.
Po dwóch i pół godzinach, pierwsze załogi zaczęły dopływać do portu. Tam otrzymały kolejną wskazówkę, by stanąć na plaży plecami do południe i w gęstych zaroślach szukać drewnianej beczki, w której ukryta była kolejna wskazówka. Musieli bardzo uważać, bo beczki strzegły jadowite węże.
Wraz z ostatnią wskazówką załogi musiały oddać mapę z naniesionymi wszystkimi miejscami. Poprawnie wypełniona mapa otwierała drogę do otrzymania skarbu od wodza Starego Rumpla.
Punktualnie o godzinie dziewiętnastej, zaczęły się obchody najkrótszej nocy. Wódz przemówił i zaprosił wszystkich do uczty. Jadła i napitku było co niemiara. Grać i śpiewać zaczął zespół Flash Creep, przez tubylców nazywany Fresh Fish, złożony z najlepszych bębniarzy okolicznych wysp.
Zaczęły się śpiewy, tańce i pląsy. Równo kwadrans przed dwudziestą, bębny ogłosiły kolejne wystąpienie wodza. W blasku zachodzącego słońca zaprosił wszystkie załogi i dokonał podziału skarbu na równe siedem części, bo tyle załóg wróciło z rejsu. Każda załoga dostała skrzynie pełne złota.
Za rok w najkrótszą noc, znowu się zbierzemy, by szukać dalszej części skarbu hrabiego Hubertusa von Garnier.
Zdjęcia wykonali:
Jędrzej Łuczak - @Radio Opole Andrzej Szczepanik, Nina Kardaś, Basia Dolak, Monika Opioła Ryszard Sobieszczański